Nagrywamy płytę i już !

To, że nie gramy koncertów nie oznacza wcale, że zrobiliśmy sobie wakacje. W ciszy i spokoju pod gruszą tworzy się właśnie nasze brzmienie.
Postanowiliśmy, że zanim wejdziemy do studia i wydamy mnóstwo pieniędzy sprawdzimy naszą własną produkcję i jak na razie podoba mi się.

Zaczęliśmy od przemeblowania. Pokój do rejestracji wygląda jak strych wypełniony suszącymi się szmatami.

Wygłuszenie- taniocha, made in lumpeks. Jak na razie sprawdza się znakomicie.
Wybór programu spędzał mi sen z powiek (osiołkowi w żłoby dano). Do wyboru był Cubase LE, Sonar X1 LE który się dzień wcześniej zaktualizował z wersji czwartej :), Samplitude SE (lubimy od dawna, prezent od EiS) no i Podium Free. Co ciekawe wybraliśmy Podium Free. Pasował do wystroju i klimatu, jeśli nie nawali to stanie się moim ulubionym programem. Ten DAW jest niesamowity zważywszy na to, że jest darmowy, mixer pracuje w 32bitach a wygodny interface pozwala pogrupować ścieżki jak w żadnym z wyżej wymienionych.

 

 

 

 

 

 

 

Ostatnie kilka dni trwała rejestracja czterech pierwszych utworów. Nagrywaliśmy od rana do wieczora z małymi przerwami na posiłki. Świetna atmosfera i zabawa. Wieczorami odsłuchiwaliśmy i zastanawialiśmy się, czego brakuje w piosence. Czasem dogrywaliśmy jeszcze jakieś intro.
Najbliższe dni będą poświęcone grupowaniu i ocenianiu tego, co zarejestrowaliśmy. Przygotowanie traków do miksu no i znowu nagrywanie następnych utworów.
To będzie cudowne lato.

Przyjemne granie w Cudzie nad Wisłą

W Cudzie było cudnie. Bardzo ładne miejsce by odpocząć po dniu spędzonym w betonowej dżungli. Widok jest przedni, „po prawej most, po lewej most a dołem Wisła płynie”. Na dodatek księżyc był w pełni. Nie spadł też deszcz, choć prognozy były niekorzystne.
Koncert zagraliśmy spokojnie, publiczność była wtorkowa, więc nie liczyliśmy na harce. Scena przyjemna, izoluje muzyka od brzmienia z przodu, ma się wrażenie, że się gra w pokoiku. Czuliśmy się jak na próbie. Dla nas to był eksperymentalny koncert, gdyż nie graliśmy w komplecie, nie było z nami Ilony. Z wywiadu po występie wynika, że muzyka się podobała. Mi jednak zabrakło szalejącej publiczności inspirującej do dzikiej gry na basie.
Po koncercie poczęstowano nas posiłkiem, pomidory z grylla były smaczne. Piszę o tym, bo nie jest to oczywiste, że klub troszczy się o muzyków. Zapytano nas, czy mamy gdzie nocować, to było bardzo miłe.
Cud nad Wisłą to naprawdę super miejsce by grać lub słuchać muzyki. Nie mam pojęcia czy jet więcej takich miejsc w stolicy ale w Cudzie można doświadczyć swoistego przeniesienia z wielkiego miasta do kurortu nadmorskiego. Jest tam kameralnie i świeżo. Szkoda tylko, że nie można wskoczyć do wody 😉

Złe- miłego początek.

[fgallery id=2 w=600 h=800 t=0 title=”czarna owca”]

Koncert w Czarnej Owcy zaczął się dziwnie. Dość, że wspomnę, iż paru pijanych przekroczyło granicę, wtargnęli na scenę zaczepiając wokalistki i wykłócając się o to, co ma być zagrane. Ochrona klubu w postaci barmana oczywiście nie potrafiła sobie poradzić i dopiero odwołanie koncertu i oddanie pieniędzy za bilety spowodowało rezygnację „elementu”. To był nasz pomysł na poradzenie sobie z czymś, co powinno być w gestii klubu.
Przyznam, że pierwsze utwory nie poszły nam najlepiej, ciągle czuliśmy niesmak wywołany incydentem. To, co zdarzyło się później zrekompensowało wszystkie stresy. Publiczność była fenomenalna, a muzyka cudownie popłynęła. Druga część koncertu, ta eksperymentalna, sprawdziła się w stu procentach. Bisy trwały i trwały. Niektóre utwory graliśmy trzy razy i to było za mało 🙂 Dobrze jest poczuć takie wsparcie.
Dziękujemy wszystkim przybyłym, a klubowi radzimy poświęcić większą uwagę artystom, bo bez nich nie ma klubu, chyba że wystarczy telewizor wymiennie z radiem.

Jeśli przeprowadzić się to tylko do Opola Lubelskiego :)

Nie mam pojęcia jaka jest atmosfera w tym uroczym miasteczku, ale wiem, że w Piwiarni Marzycieli panuje prawdziwie rodzinny nastrój. Pan Jan, którego pozdrawiamy, stworzył tam miejsce spotkań ludzi miłych, życzliwych. Wszelkie niepokoje związane z akustyką miejsca rozpłynęły się już przy pierwszym utworze. Żywa reakcja ludzi dodawała nam skrzydeł z piosenki na piosenkę, aż do bisów, bisów….. koncert naprawdę udany.

Pan Jan wkłada w to miejsce dużo serca, a pizza, którą nas poczęstował… tego trzeba spróbować na własnym podniebieniu 🙂 gdyby wszyscy podchodzili tak do tego co robią, a w tym przypadku nie chodzi tylko o pizzę, to świat byłby idealny.
Jeśli w podróży na Twojej drodze znajdzie się Opole Lubelskie, to warto odwiedzić Piwiarnię Marzycieli.